O Polskę bardziej ludową

Aby nikt nie miał wątpliwości, że władza Zjednoczonej Prawicy cieszy się poparciem ludu, niektórzy uczestnicy pokazywanych przez media spotkań z przedstawicielami tej władzy noszą stroje ludowe. Widać przy tym dbałość, by w telewizyjnym kadrze tak ubrane osoby stanowiły tło dla dostojników partyjnych i państwowych. Jest to niewątpliwie budujące, bo świadczy o zdrowym fundamencie naszego obecnego ustroju. Niestety, rodzi się też pewna wątpliwość. Dostojnicy swym miejskim strojem wyraźnie odcinają się od ludowego tła. Może to rodzić, niesłuszne oczywiście, niemniej szkodliwe domniemania, że należą oni do jakiejś elity. Mniejszy kłopot jest w przypadku prezesa Kaczyńskiego. Treść jego wystąpień nacechowana jest ludową prostotą, w mowie słychać wyraźne naleciałości gwary chłopskiej. Ale nawet on wyrazi się czasem w sposób, który może budzić podejrzenie o posiadanie wyższego wykształcenia czy nawet stopnia naukowego. Gorzej z wicepremierem Morawieckim, który niestety posługuje się poprawną polszczyzną i ubiera z wielkomiejską elegancją.

Sztab wyborczy PiS powinien zdać sobie sprawę z powagi problemu. Muszą zapaść decyzje, że przywódcy ludu również strojem powinni podkreślać swoją do niego przynależność. Oczywiście nie może być tak, by strój ów sugerował, że reprezentują oni tylko jakiś odłam ludu, np. pracujące chłopstwo. Ubiorem swoim dostojnicy nasi winni dawać do zrozumienia, że są przedstawicielami całego sojuszu robotniczo-chłopskiego, na którym opiera się ich władza. Tak więc już na najbliższym spotkaniu ze społeczeństwem premier Morawiecki powinien wystąpić w krakusce z pawim piórem i w fartuchu hutniczym, a prezes Kaczyński w łowickiej zapasce i czapce górniczej. Dobrze byłoby, gdyby na zakończenie uroczystości premier wyciął hołubca. Prezes Kaczyński ze względu na stan zdrowia mógłby odtańczyć kilka powolnych, lecz jakże majestatycznych figur kujawiaka.

Co jeszcze można zrobić dla umocnienia i podkreślenia ludowego charakteru naszej władzy? Na szczęście wiele dobrego dzieje się w sferze języka debaty politycznej. W coraz większym stopniu nabiera on ludowej krzepy i zadzierzystości. Umożliwia to przekazywanie jasnych, powszechnie zrozumiałych komunikatów, przejrzystą dzięki swej dosadności identyfikację problemów i wskazanie wrogów. Na pikniku rodzinnym w ubiegłym tygodniu Jarosław Kaczyński słusznie podkreślił, iż największym dla nas niebezpieczeństwem jest to, że „ryży może rządzić Polską”. Nawet najprostszy, stanowiący przeciwieństwo wszelkiej elitarności, analfabeta zrozumie, o co tu chodzi.

Trzeba podkreślić, że na tym familijnym pikniku prezes PiS przyczynił się też walnie do umacniania tradycyjnych wartości rodzinnych, wśród których niepoślednie miejsce zajmuje charakteryzująca każdą prawdziwie polską rodzinę niechęć do rudych i łysych.

REDAKTOR ZASTĘPCZY JP

© POLITYKA nr 32 (3425), 2.08.2023