[FELIETON]

Czy kobiety są piękne?

Przemysław Babiarz w roli komentatora olimpiady dowiódł, że jest mężczyzną niemalowanym. W konkurencjach damskich szukał tego, co i owszem, aż przestraszony własną egzaltacją w chwili próby wycofał się na bezpieczne, jak mu się zdawało, pozycje, orzekając o pewnej oszczepniczce, że jej twarz nosi znamiona urody. Gdy padły te słowa, cała sala w sopockiej knajpce, gdzie w ten miły czas miód i wino piłem, zaśmiała się serdecznie, bez względu na płeć.

Śmiech rozładowuje napięcie, a śmiech wspólny wskazuje na jakiś nie do końca rozwiązany problem, który doraźnie można obśmiać, choć pewnie kiedyś trzeba by wziąć się za niego poważnie. Panika Babiarza, świadomego niebezpieczeństw związanych z komplemento­waniem kobiet z racji ich urody, pokazuje, jak duża jest presja wywierana na mężczyzn, aby zmienili swoje seksistowskie obyczaje. Z pewnością jest to sukces feminizmu (z którym się identyfikuję), chociaż jak to bywa w takich przypadkach, ortodoksja, brak elastyczności i dystansu prowadzą do zupełnie niepotrzebnych strat.

Sam poniosłem taką stratę, bo zaprzyjaźniona feministka zerwała ze mną, gdy powiedziałem zdanie „dziś coraz częściej spotyka się kobiety pięćdziesięcio­letnie wciąż jeszcze atrakcyjne”. Oczywista prawdziwość tego zdania nie wystarcza, aby wolno było je wypowiedzieć w towarzystwie. Od opinii wymaga się więcej niż prawdy. Muszą być jeszcze emocjonalnie i politycznie bezpieczne, co oznacza, że poddane testowi nieżyczliwej interpretacji, wykluczają nieczyste intencje ich głosiciela. Kto chwali urodę pięćdziesięcio­latek (jeśli jest mężczyzną), takiego testu zdać nie może, jako że nie da się wykluczyć, iż w ogólności ocenia kobiety wedle ich urody i gotów jest skazać na niebyt panie nieco starsze, a to z racji ich nieadekwatności względem jego samczych chuci. Nie ma znaczenia, czy faktycznie tak myślisz – ważne, że nie jest to wykluczone. Tytułem „ostrożności ideolo­gicznej” należy ci takie intencje wirtualnie przypisać i zastosować wobec ciebie środki insektobójcze. Czujność i prewencja!

Wśród mężczyzn nie spotyka się jak na razie czegoś podobnego. Każdy facet rumieni się z zadowolenia, gdy jakaś kobieta pochwali jego urodę, a ja sam, gdybym tylko usłyszał, że goście po pięćdziesiątce bywają jeszcze do rzeczy, to bym uszami zastrzygł. No tak, tylko że mnie nie grozi zgwałcenie ani nawet molestowanie. Różnica jest to niebagatelna. Rozumiem ją nawet na poziomie emocji, bo gdy byłem mały, różne panie wciąż mnie szczypały w policzek i całowały, nie mogąc się nachwalić mojej urody. Było to nieprzyjemne, choć nie rozumiałem, dlaczego, ani tym bardziej nie przychodziło mi do głowy, że nie powinny się tak zachowywać.

Tamtym paniom myliły się porządki estetyczny, seksualny i macierzyński, wobec czego splatały je w moralnie nieuporządkowaną całość, skutkiem czego przekraczały granice – by wyrazić się w dwóch nowomowach jednocześnie.

Gdy mówimy w towarzystwie bądź publicznie o urodzie kobiety, dzieje się coś podobnego. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że zachwyt mężczyzny ma naturę seksualną, wobec czego głośne jego wyrażanie nosi znamiona molestowania. Mówienie kobiecie lub o kobiecie, że jest piękna, wyraża gotowość seksualną, a nawet wiąże się z niejasną nadzieją na męską zdobycz. A jako że kobiety są bardziej narażone na przemoc, sytuacja taka może być dla nich bardzo niekomfortowa. Nie musi, lecz może. A to wystarczy, żeby się powstrzymywać. Jeśli więc nie mamy pewności, że dana kobieta życzliwie przyjmie tego rodzaju komplement, to nie powinniśmy go wypowiadać. Rzecz jasna, zdarza się, że komplement jest niewinny, bo odnosi się do przeżycia estetycznego, a nie erotycznego. Nigdy jednakże nie wiadomo tego na pewno, a co więcej, zapały estetyczne dziwnie łatwo przechodzą w erotyczne.

Co wobec tego począć z takimi wartościami, jak prawo do ekspresji własnych odczuć, komfort i bezpieczeństwo komunikowania się, wyrozumiałość i krytyczny dystans do zbyt sztywnego egzekwowania norm społecznych? Przecież chcemy żyć w świecie, w którym wolno mówić, co się czuje, a ewentualne niezręczne słówko nie spowoduje moralnego linczu. Pragniemy odrobiny luzu, humoru i dystansu do siebie i do świata. I nie chcemy, żeby ktoś stał nad nami z pałką i centymetrem, mierzącym, czy nie przekroczyliśmy jakichś granic. Co warty jest żart, gdy jakiś nadzorca pilnuje, czy aby nie żartujemy sobie z czegoś, z czego żartować nie wolno?

To są ważne pytania. Bo granice bywają przekraczane w obie strony. I tak na przykład wielu mężczyzn nie chce przyjąć do wiadomości, że coś się zmieniło i wielu rzeczy, które dawniej uchodziły, dziś robić bądź mówić nie wypada lub wręcz nie wolno. Wśród nich jest głośne wyrażanie zachwytu nad urodą kobiety w sytuacjach, w których nie ma to nic do rzeczy (jak w rywalizacji sportowej). A jednocześnie jest wiele takich osób, które nadużywają prawa do oceniania, strofowania i karania tych, którzy w ich przekonaniu naruszyli dobre obyczaje – również te najnowsze. Nie sądzę, aby ten drugi rodzaj nadużycia był mniej szkodliwy niż ten pierwszy. Łatwe oskarżanie o seksizm albo rasizm oraz arbitralne wymierzanie społecznych kar za te przewinienia przez samozwańczych sędziów jest równie dewastujące społecznie i godne potępienia, jak sam seksizm i rasizm.

Nowe obyczaje dopiero się ucierają. Dopóki ten proces trwa, starajmy się być ostrożni i wyrozumiali dla siebie nawzajem. Niech Babiarz nie panikuje i nie popada w śmieszność, tylko zachowa swoje pobudzenia dla siebie. A gdy już mu się wyrwie „ależ ona piękna!”, to niech feministka pokręci głową i odpuści. Da się tak?

JAN HARTMAN

© POLITYKA nr 35 (3327), 25.08-31.08.2021