Jak dokonałem wynalazkuZe wspomnień programisty
W 1972 roku pracowałem w Ośrodku Obliczeniowym przy Ministerstwie Handlu Wewnętrznego, w Dziale Programowania. Ośrodek ten (zwyczajem PRL-owskim) oczywiście nic sensownego nie robił, prócz tego że zapewniał miłą i lekką pracę (rzecz jasna kiepsko płatną) inteligentnej młodzieży (w Dziale Programowania) i inteligentnym średniowiekowcom (w Dziale Projektowania). Był więc podczas pracy czas i na zabawę i na zajęcia własne. Byle wysiedzieć te 8 godzin. Zetknąłem się wówczas po raz pierwszy z tzw. Kodem Kontrolnym. Rzecz polega na tym, że wypisując jakąś nazwę możemy omyłkowo wpisać inną - bardzo podobną i też istniejącą. Np jeśli są nazwy Alfa153 i Alfa163, to zmiana 5 na 6 jest łatwa do przeoczenia. Nazwy powinny być więc zróżnicowane, a najłatwiej to osiągnąć rozszerzając je o dodatkowo cyfrę (Kod Kontrolny), wyliczaną z odpowiednio przyjętej formuły matematycznej.
W 1972 na komputer chodziło się raz na tydzień (z pudłem kart perforowanych), a ręczne obliczanie Cyfry Kontrolnej zabierało kilka nudnych i żmudnych minut. Wykombinowałem więc suwak składający się z kilku kartoników (położonych kolejno jeden na drugim), co skróciło obliczanie do kilku sekund i wyeliminowało konieczność sprawdzania. Kiedy sława suwaka dotarła do Działu Projektowania, zjawiłem się tam z modelem w ręku, aby zostawić do skopiowania i swobodnego użytku. Ku mojemu zdumieniu Kierownik Działu nie chciał suwaka nawet wziąć do ręki, by - jak stwierdził - nie ukraść mi mimowolnie pomysłu. Okazało się, że mam suwak opatentować, że dostanę za to pieniądze, że mam obliczyć ile zyska gospodarka narodowa,... itd itp. Zaraziłem się tym zapałem i... Rzecznik Patentowy Ministerstwa dał mi do zrozumienia, że ma mnie gdzieś (razem z suwakiem), i żebym nie przyszkadzał mu w pracy. W Biurze Patentowym PRL popatrzono na mnie jak na złodzieja (!?). Zrezygnowałem. Po kilku miesiącach odszedłem z Ośrodka, a w miesiąc później usłyszałem, że powołano tam Zespół do Oceny Wynalazków Pracowniczych. Czy cokolwiek oceniono ? - nie wiem do dzisiaj [ pisane w 1994 ]. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyś Ty Czytelniku się dowiedział. Ośrodek bowiem zdaje się nadal istnieje pod nazwą:
PS dla matematyków: Podczas obmyślania suwaka sformułowałem następującą hipotezę:
Nie potrafiłem tego roztrzygnąć, i przekazałem to Katedrze Teorii Liczb (gdzie też nie potrafiono). Możliwe więc, że jakaś postać "Hipotezy Sławińskiego" do dziś figuruje gdzieśtam w literaturze matematycznej. A może Ty Czytelniku to roztrzygniesz ?
I na zakończenie anegdota związana z Hipotezą: Męczyłem nią oczywiście wszystkich znajomych matematyków. Jeden z nich spotkał spotkał ongiś w pociągu nocnym z Paryża Anglika jadącego do W-wy na Kongres Matematyków, akurat specjalistę od Teorii Liczb. Oczywiście przedstawił mu hipotezę, a Anglik z pobłażliwym uśmiechem stwierdził, że może (mój znajomy) zasnąć spokojnie, bo wkrótce zostanie to roztrzygnięte. Ale nad ranem Anglik nadal siedział z piórem w ręku, a zamiast pobłażliwego uśmiechu na jego twarzy widniał zdumiony respekt. I nic dziwnego: bo przypadkowy młody (wówczas) człowiek, ubrany raczej (wówczas) na trampa wprawia jego (specjalistę!) w zakłopotanie.
31 VIII 2000, 523 Niniejszy feleton był opublikowany w "Najwyższym Czasie" (1998?). Autor nieopatrznie zgodził się na ingerencję i skróty, co tylko styl strywializowało.
Było jeszcze w 1992 w Warszawie, przy ulicy Świętokrzyskiej (koło księgarni). Podobnie postąpiło Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej, które - za publiczne pieniądze - opracowywało takie głupoty jak np świeckie chrzciny. Około 1992 przemianowało się na Towarzystwo Krzewienia Kultury i być może istnieje i dział (za czyje pieniądze?) dotychczas. Proszę sprawdzić. |